giovedì 7 febbraio 2013

Cały kraj uwierzył w jej bajeczkę. To ona zabiła własne dziecko!

Cały kraj uwierzył w jej bajeczkę. To ona zabiła własne dziecko!
(fot. gossipitaliano.it)

Śmierć małego Samuela wstrząsnęła Włochami tak, jak śmierć Madzi poruszyła Polskę. Okrutne dzieciobójstwo, którego powód trudno zrozumieć i trudno wyjaśnić: depresja poporodowa, choroba psychiczna, wypadek? Tak jak w Polsce wiele kontrowersji wzbudziło działanie detektywa Krzysztofa Rutkowskiego, we Włoszech krytykowano metody pracy adwokata Carla Taorminy. Sprawa była pożywką dla mediów, które zostały wykorzystane do manipulowania opinią publiczną. Właśnie mija 10 lat od tej potwornej tragedii...
 
"Czy płakałam za bardzo?" - te słowa dzieciobójczyni do jej adwokata podzieliły całe Włochy. Zostały wypowiedziane tuż po występie w telewizji, gdy myślała, że mikrofony zostały już wyłączone i nikt jej nie słyszy.

Dzięki wystąpieniom telewizyjnym Annymarii Franzoni, która wylewała krokodyle łzy i zapewniała o swojej niewinności - część telewidzów była przekonana, że sędziowie popełniają błąd skazując ją za dzieciobójstwo. Druga część opinii publicznej myślała, że matka nie tylko odgrywa bardzo dobrze rolę ofiary, by ukryć swoją zbrodnię, ale i że czerpie olbrzymią przyjemność z protagonizmu medialnego. Franzoni wreszcie przestała być zwykłą "kurą domową" i stała się gwiazdą - spełniła marzenie, jakie odebrało jej macierzyństwo.

Jak do tego doszło?

Rankiem, 30 stycznia 2002 r., o godz. 8.28, Annamaria Franzoni zadzwoniła na pogotowie, w wyraźnym stanie podniecenia, mówiąc, że właśnie znalazła trzyletniego synka Samuela Lorenzi, we własnym łóżku i że dziecko "wymiotowało krwią". O godzinie 8.27, matka zawiadomiła również lekarza rodzinnego - Adę Satragni, która jako pierwsza przybyła do willi Franzonich, trochę odizolowanej, bo położonej na wzgórku w miejscowości Montroz, koło Cogne w Val d'Aosta.

Lekarka postawiła też pierwszą diagnozę - dziecko miało tętniaka mózgu, który pękł pod wpływem płaczu, powodując otwarcie się głowy. Próbując ratować dziecko umyła zakrwawioną twarz i ranę na głowie, a podejmując próby reanimacji przeniosła je na dwór, na zaimprowizowanych noszach. Te działania zatarły wiele śladów.

Kiedy dotarli lekarze pogotowia ratunkowego, którzy ze względu na trudności spowodowane śniegiem, musieli przylecieć helikopterem - sytuacja stała się jasna. Poważna rana głowy była wynikiem aktu przemocy. Dziecko było w stanie krytycznym.

Zgon stwierdzono o 9.55 w szpitalu w Aosta. Późniejsza autopsja wykazała, że przyczyną śmierci była seria uderzeń - co najmniej siedemnaście - tępym narzędziem w głowę. Na ranie ofiary znaleziono mikroskopijne ślady miedzi, co sugerowało, że dziecko zostało bite przedmiotem wykonanym z tego metalu. Drobne urazy stwierdzono również na rękach małego, będące prawdopodobnie wynikiem zdesperowanej obrony.

Kobieta tłumaczyła policji, że ubrała się i wyszła ze starszym synem na przystanek, gdzie przejeżdżał autobus szkolny. Gdy wróciła do domu po niecałych dziesięciu minutach - znalazła małego w takim stanie. Kiedy przyjechał mąż, Annamaria mówiła do niego: "Zróbmy jeszcze jedno dziecko! Muszę mieć jeszcze jedno dziecko!". Jej zachowanie zdziwiło śledczych.

Czterdzieści dni po śmierci trzyletniego Samuela - matka Annamaria Franzoni została oskarżona o morderstwo. Kobieta nigdy nie przyznała się do zabicia dziecka. Zawsze twierdziła, że jest niewinna.

Czytaj dalej:

http://nasygnale.pl/kat,1025341,title,Caly-kraj-uwierzyl-w-jej-bajeczke-To-ona-zabila-wlasne-dziecko,wid,14275730,wiadomosc.html?ticaid=6e033

Nessun commento:

Posta un commento